Rzadko kiedy mogę powiedzieć o sobie, że jestem specjalistą w jakiejś dziedzinie. Takim w dziąsło szarpanym ekspertem, co to ma zawsze minę świadczącą o poważnym zatwardzeniu. W przypadku egzaminów mogę chyba spokojnie używać takiego tytułu. Ba, jeszcze trochę i zrobię o tym jaką dysertację, czymkolwiek to można popić.
A więc egzaminy. Brałem udział w kilkunastu egzaminach na kolejne stopnie w ramach Yang Martial Art’s Association, na poziomy starego stylu Yang, zdawałem na kolorowe pasy Shotokanu. Biernie obserwowałem egzaminy na kolorowe rękawice francuskiego Savate. Każdy z nich pozostawił we mnie inne wspomnienia. Ostatnio mogłem wziąć udział w egzaminie Akademii Yi Quan, który kończył kurs na (cytuje): „Instruktora formy 26 ruchowej Tai Chi stylu Wu (Hao)”.
To trzeci mój egzamin dotyczący Tai Chi. Jak to kiedyś powiedział ktoś znajomy, jestem trochę jak Tchórzliwy Lew z „Czarnoksiężnika z krainy Oz”. Otóż ten sierściuch uważał siebie za tchórza i myślał, że tytułowy czarnoksiężnik w sposób magiczny doda mu odwagi. Mag załatwił sprawę prosto, dał mu order za odwagę. To potwierdzenie wystarczyło, w domowym kociaku obudziło się zwierzę.
wersja dla seniorów
Podobnie było też w moim przypadku, moim planem jest prowadzić zajęcia (żeby nie powiedzieć – uczyć) i czułem, że ukończenie takiego kursu da mi więcej pewności siebie. W trakcie kursu (trwał nieomal rok) trochę zmieniły mi się priorytety. Otóż okazało się, że ta cała „seniorowatość” formy to teoria mówiąca o tym, jak uczyć osoby starsze (pompki i stanie na kościach odpadają), oraz omówienie błędów, jakie te osoby popełniają. Sama forma jest tak samo uczciwa i pełna mięsa jak jej trzydziestosiedmioruchowa siostra.
Zaletą zajęć było to, że uczyłem się tej formy totalnie od początku. Mimo tego, że zdecydowana większość tej formy jest identyczna z pozostałymi formami, Andrzej Kalisz nie pozwolił mi prześliznąć się po tych ruchach. Tak jak reszta uczestników (to znaczy cała jedna pani Danusia) musiałem ruch po ruchu, pozycję po pozycji budować nową sekwencję. I dobrze, po każdej sesji treningowej okazywało się, że jakość mojej wiedzy się poprawiała.
Korekt było mnóstwo… Miałem trochę farta. Andrzej skoncentrował swoją uwagę na pani Danusi. Ja mogłem się przysłuchiwać wskazówkom i wprowadzać je w życie. Pełny komfort treningu. Udawałem cwaniczka, który wszystko umi.
Coś o samej formie. To forma stworzona na potrzeby jakiegoś chińskiego związku aktywizacji seniorów — albo coś takiego. Osoby, które kończą swoją pracę zawodową, często popadają w różne choroby związane właśnie z ograniczeniem aktywności w życiu. Dobrze, jak mają jakieś pasje, np. działeczka, wędkarstwo lub ustawki pomiędzy klubami seniora. Siedzenie przed TV i oglądanie seriali generuje choroby.
nie siedź… ćwicz
I tak różni chińscy mistrzowie dostali zamówienie na stworzenie form dla takich ludzi. Założenia były takie: forma ma być formą Tai Chi i zawierać dwadzieścia sześć ruchów. Mistrz Zhai zmienił sposób liczenia ruchów (aby wydawało się ich więcej), wyeliminował wszystkie techniki, gdzie się stoi dłużej na jednej nodze, zminimalizował ilość obrotów na obciążonej nodze i złagodził jedyną technikę, w której trzeba było zejść niżej na nogach. To, co pozostało, to bardzo fajny materiał do pracy nad zasadami, a przy okazji miła oku sekwencja ruchów — w sam raz do wykonywania w parku na tle kwitnącej jabłoni lub innego zachodzącego słońca.
Sam egzamin zrobił się dla mnie mniej ważnym, choć oczywiście miłym dodatkiem. Jak to powiedział pewien Otto (ten z Bismarków): „Biada temu, kto zaczyna jakieś przedsięwzięcie z innymi celami, niż kończy. To świadczy d braku uczciwości w jego intencjach.” Moje intencje się zmieniły. Zobaczyłem, jak bardzo zmienia się moja świadomość formy, i ta jakość stała się celem samym w sobie.
Technicznie ten egzamin był inny niż pozostałe. Andrzej zaprosił na salę ludzi, którzy nigdy nie ćwiczyli Tai Chi. Następnie podzielił grupę pomiędzy naszą dwójkę i mieliśmy za zadanie w ciągu godziny nauczyć dwóch pierwszych ruchów z formy. To nie było łatwe. Mnie najbardziej przeszkadzało to, że jednocześnie mówiły dwie osoby (czasem dochodziły do tego jeszcze korekty prowadzącego i pytania ćwiczących). Rozumiem, że miało to symulować niezdyscyplinowaną grupę, ale jak już napisałem: stanie na kościach nie wchodziło w rachubę.
Niby z racji wieku powinienem mieć te wszystkie poziomy i levele gdzieś, nie przejmować się pasmanterią (stopnie często równają się naszywanym wstążkom na spodniach). Dość powiedzieć, że chciałem na egzaminie wystąpić w swojej pamiątkowej bluzie treningowej, ale zapomniałem ją założyć. W zasadzie zaprezentowałem ją dopiero do zdjęcia…
dyplomy dla wytrwałych
Egzamin zakończył się wynikiem pozytywnym, choć jestem świadom, że potrzebuję jeszcze sporo doświadczenia z pracą z żywym materiałem osobowym, żeby uzyskać pełną swobodę w prowadzeniu drugiego człowieka.
Każdemu serdecznie polecam takie doświadczenie. Wiem, że w wakacje na obozie Tai Chi rozpocznie się druga tura nauki formy dla seniorów. Zapraszam wszystkich, bowiem nawet osoby przyjezdne mają możliwość skosztowania tego chleba. To materiał absolutnie do ogarnięcia, mogący zwiększyć kompetencje każdego. Zapraszam do kontaktu: Wakacje z Tai Chi. Przybywajcie, by ćwiczyć!
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Do zobaczenia na sali lub gdziekolwiek…
Czy już mam do ciebie mówić „sifu”?
Jak chcesz mnieć złamaną nogę w kolanie… Mów mi „dyplomowany instruktorze”
Kelnerki z Galerii Bemowo zwracają się do KO per szefuniu, więc możesz ;]
Kul, ale jak widzę „dla seniorów” to mi się to kojarzy z zapędzaniem do grupy dla niepełnosprawnych. Ludzie powinni być wymieszani. Młodzi ze starymi. Kobiety z mężczyznami, Turcy z Bułgarami itp 😉 Wtedy korzystają więcej. Było badanie, które wykazało, że stare mieczyki chowane z młodymi dożywają znacznie dłużej niż te trzymane ze starymi, jak one. BTW, stanie na jednej nodze to świetne ćwiczenie na równowagę. Jak widzę te dziadki i babcie utyskujące w wieku 70 lat, że nie mogą zrobić 2 kroków w tramwaju do poręczy, to mnie z jednej strony smuci z drugiej wkurwia.
To w którym momencie egzaminu, KO wypuścił gołębia? 😉
Myślę że młodzi zanudziliby się przy tempie nauki seniorów. Z opowiadań Andrzeja jako osoby doświadczonej w prowadzeniu takich grup wynika że oni to raczej kilka ruchów w przeciągu kilku miesięcy.
No jak im wmówisz, że są starzy i głupi, albo oni nie chcą się (tak naprawdę) uczyć, to tak. Sifu (za przeproszeniem) reguluje trening indywidualnie, a tai chi nie ćwiczy się jak musztry 🙂
Myślę że mieszanie grup ma sens. Ten przykład z mieczykami jest przekonywujący. To dlatego przewodniczący Mao, z begiem lat, otaczał się coraz młodszymi tancerkami.
Jednak obecność ludzi którzy szybciej ogarniają, mogą więcej może być deprymująca. Znam takie przypadki ludzi którzy przestali ćwiczyć, bo oni się nie nauczyli a inni nie mieli problemu. Może należałoby dać im seniorom jednak iść własnym tempem. I tak mi to nie grozi…
gratulacje
dziękuję