Legia wygrała mecz (spokojnie, będzie też o Tai Chi), bardzo ważny mecz. Na dokładkę wygrali z przeciwnikiem, który gra niezłą piłkę. Dla mnie było to trudne przeżycie, bo wygrali jedną bramką, strzelając karnego na dziewięćdziesiąt sekund przed końcem spotkania. Wynik mógł się zmienić do końca. Krew się lała, kości trzeszczały. Chyba ze cztery razy już widziałem piłkę w bramce, ale bramkarz Craxy miał najwyraźniej dzień konia – bronił wszystko. Myślę, że tego dnia to nawet Marchwickiego by wybronił od szubienicy. Decydujące karnego nawet nie widziałem, siedziałem wtedy w kuchni i wyczekiwałem na relację Danusi. Ja mam za słabe nerwy, żeby oglądać takie sceny. Nie wiem, jakim cudem tego dnia zasnąłem.
kto wygra mecz?!
Każdy z nas ma (a może powinien mieć) coś takiego co go wciąga, emocjonuje i wzbudza emocje. Czasami jest to piłka nożna, znaczki pocztowe, karcianki, grządki na działce lub nawet serial telewizyjny. To nie są rzeczy, których należy się wstydzić. Powodem do wstydu jest przelewania tych emocji na politykę lub pracę. Złe jest trwanie w tych emocjach dłużej niż te przysłowiowe dwa razy czterdzieści pięć minut albo jeden wieczór. Doobra, muszę się przyznać, że ja powtórkę meczu oglądałem jeszcze dwa dni później i tym razem udało się, obejrzałem karnego bez zatrzymania akcji serca.
Związek z treningiem? Proszzzz… Dawno temu, kiedy zaczynałem ćwiczyć, często słyszałem, że nie należy praktykować w czasie silnego wzburzenia lub emocji. Nie bardzo chciałem w to uwierzyć. Uważałem, że to bzdura. Przecież ćwiczenie miało mnie uspokajać, wprowadzając w stan emocjonalnej równowagi. Według książek i niektórych ticzerów to miało być remedium na wszystko.
A nie jest. Nawet ćwicząc formę, widzę różnicę, kiedy wchodzę na salę po „trudnym” dniu w pracy, a kiedy umysł mam czysty (no ok, czystszy). Ba, robiłem nawet doświadczenie na sobie, dotyczące słuchanej muzyki przed treningiem. Kiedy jechałem na jakiejś ostrej muzie, to wejście w wyciszenie, zajmowało mi dużo więcej czasu, niż zwykle. Serce łatwiej zwalniało swój bieg, kiedy przed treningiem, w tramwaju słuchałem spokojnej muzyki bez angażujących umysł treści (ale nie koniecznie ezoterycznego plumkania.
ćwiczenie w stanie wzburzenia
A dla mnie, obecnie liczy się już coś więcej, niż tylko wyciszenie emocji. Ćwicząc, widzę różnicę pomiędzy ćwiczeniem pod wpływem emocji, a sytuacjami kiedy nie muszę niczego okiełznać i mogę się skupić na tym, co ważniejsze. I to nie tylko na przepływach. za przeproszeniem, energii ale i na prostej technice, na prostym poszukiwaniu luzu w ruchu. W związku z tym po meczach nie ćwiczę, albo kontempluje radość zwycięstwa albo pomstuje na patałachów kiedy przegrywają.
Czy silne emocje są złe do kwadratu, czy absolutnie nie można po nich ćwiczyć? Można, można. Można biegać, walić młotem po oponie lub chociażby okładać jakiś Bogu ducha winny worek. Na wszystko jest miejsce i czas.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
A dla mnie czas jest ciężki… teraz mecze co trzy dni. Ja już się za stary na to robię.
I qrcze wykrakałem… Następny mecz przegrali. Znów w ostatniej chwili.