… bo w życiu trzeba być twardym, jak przeterminowane żelki
W sobotę był ten dzień. Koniec planu 100 dni. To znaczy, że upłynął 100 dzień od czasu, kiedy założyłem sobie, że będę praktykował jeden zestaw ćwiczeń przez kolejne sto dni.
Chciałbym, żeby to było takie proste. Powtarzasz coś przez sto dni i umiesz. A tu proszę, w 80 dniu ćwiczenia odkryłem, że w Zhnag Zhuangu pośladki można rozluźnić jeszcze bardziej. W 95 dniu ćwiczenia w końcu zrozumiałem co Marek mówił o kącie trzymania rąk w stosunku do ziemi i dopiero wtedy pojawiła się jakaś sensowna siła w łokciach w czasie Yunzhan Ba Fa. A I Jin Jing… hmmm powtarzam, ale nadal wiem, że mogę mocniej. A wiec, to na pewno nie koniec w czasie. W tych ćwiczeniach można osiągnąć dużo więcej.
Co zatem te sto dni mi dały? Jak już pisałem na początku, wielokrotnie obiecywałem sobie, że będę coś ćwiczył regularnie i równie regularnie nic z tego nie wychodziło. Gdybym choć w przybliżeniu znał wszystkie nazwy ćwiczeń, które obiecywałem sobie praktykować, byłbym mistrzem w… zapamiętywaniu.
A co mi dało to, że w końcu nie odpuściłem?
Po pierwsze wiarę, że jestem w stanie osiągnąć dużo, pod warunkiem, że włożę w to odpowiednio dużo czasu, wysiłku i chęci. I to nie tak, że jestem specjalnie uzdolniony. Każdy (powtórzę KAŻDY) może to osiągnąć.
Po drugie w ćwiczeniach trudnych znalazłem aspekty, o których wcześniej nie miałem bladego pojęcia.W życiu bym ich nie zauważył, gdybym ćwiczył dwa, trzy dni.
Po trzecie radość z tego, że w końcu się udało.
Z rzeczy wymiernych?
Tego ostatniego dnia poszliśmy z Danusią do kina („Karbala” – polecam. Taki polski „Helikopter w ogniu”. Danusi się podobało – sami faceci), więc wróciliśmy późno. W rezultacie cały mój trening skończył się grubo po północy. Ani I Jin Jingu ani Yunzhan Ba Fa nie jestem w stanie ocenić. Poza tym, że to pierwsze mogę już spokojnie robić od początku do końca, a drugie, że 10 minutowa sesja nie sprawia mi już problemów. To są ćwiczenia, których efekty są raczej niewymierne.
Zhang Zhuang… to też trudno opisać. Jedyne co mogę powiedzieć to tyle, że oprócz trzykrotnego wydłużenia czasu „stania”, wyraźnie poprawiłem jakość ćwiczenia. Czyli trzy razy dłużej i na dokładkę lepiej.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Marek powiedział mi, że „Kawę można zaparzyć porządnie i można zrobić sobie kawę rozpuszczalną. Tylko że ten pierwszy sposób zabierze nam więcej czasu, ale od nas samych zależy czy chcemy pić dobrą kawę, czy gó…ną (ostatnie porównanie by KO).” Z treningiem jest dosłownie tak samo. Albo się angażujemy i mamy szansę na efekty, albo idziemy na łatwiznę i mamy g… tj. kawę rozpuszczalną, erzac. Zależy czego chcemy.
Co dalej? Ja rozpoczynam następny program 100 dni. Ponoć (według teoretyków sportu) po tak długim okresie szlifowania jednej umiejętności następuje okres, kiedy człowiek niewiele więcej się nauczy, a nawet ma regres. Trzeba zrobić przerwę. Po mojemu: taką trójpolówkę trza uprawiać. Trzeba poćwiczyć coś innego. Więc spróbuję. Inny Zhang Zhuang – trudniejszy od „Obejmowania drzewa”, inną wersję I Jin Jin. Trochę Chuojiaowej walki z cieniem.
A tamte ćwiczenia? Oczywiście nie zarzucam. Będę co kilka dni sprawdzał jak to wygląda. Może dobrze jest mieć w sobie głód ćwiczenia. Przetestuję zatem wynurzenia teoretyków sportu. Na sobie… nikogo innego nie mam pod ręką…
Co do kawy, to zrobienie dobrego espresso nie zajmuje dużo czasu. Trzeba mieć dobry ekspres i dobrą kawę 😉
A co do trenowania wielu rzeczy i czasu, który na to jest potrzebny, to tak jak mówił Hong: 练功有加法也有减法 (you jiafa, youjianfa) – są w ćwiczeniu działania dodawania i odejmowania „]
nie będę z Markiem dyskutował… a nuż dorzuci jakieś nowe kopnięcie w ścieżce… i po co mi to?